Polkę Emigrantkę napisałam w 2006 roku, podczas pobytu w Brukseli. Wkrótce potem podjęłam jedyną próbę jej publikacji. Zastrzeżenie potencjalnego wydawcy wzbudziły odniesienia polityczne, sugerujące zawartą w niej krytykę ówczesnej władzy. Ponieważ ostatnią rzeczą, na jaką w tamtym czasie mogłam sobie pozwolić, był jakikolwiek konflikt z przedstawicielami rządu, zniechęciło mnie to do upubliczniania swojej twórczości. Odłożyłam więc rękopis do szuflady biurka i zajęłam się innymi sprawami.
Wraz z upływem lat zmieniały się preferencje czytelnicze, obszary zainteresowań, znaczenie bibliotek i rola sztuki. Przewartościowaniu uległo także moje własne życie. Na początku ubiegłej dekady odeszłam od męża z kilkoma walizkami rzeczy osobistych, bez grosza przy duszy, bez konkretnego pomysłu na ciąg dalszy. Z dnia na dzień z zamożnej kobiety stałam się pariasem. Dopóki nie odkryłam w sobie ukrytej pasji do działalności giełdowej...
Dzięki nauce tajników „tradingu”, w którym ogromną rolę odgrywa kondycja emocjonalna potencjalnego zwycięzcy, zainteresowałam się neurofizjologią i... własnym mózgiem. Jeden z amerykańskich traderów zasugerował mi medytacje jako najlepszy sposób na poznanie samego siebie. Uzasadniał to tym, że dzięki zmianie przekonań zmieniają się nasze myśli, słowa i czyny, a w konsekwencji – interakcje z otoczeniem. Poprzez zmianę własnej świadomości zmienia się nasza rzeczywistość. Wychodzimy z matni, odzyskujemy wolność. Ponieważ znajomy Amerykanin jest milionerem-filantropem i wie, co mówi – posłuchałam. Bless you, Thomas.
Dlaczego zatem dopiero teraz chcę oddać tę książkę do rąk czytelników?
Dawniej przeczuwałam, a dziś wiem. Dziś z jeszcze większą niechęcią podchodzę do wszelkich zbiorowych ruchów, a jeszcze bardziej szanuję Człowieka jako jednostkę. Oddalam się od doktrynalnych religii, a jeszcze bardziej zbliżam się do Źródła. Z rosnącym niepokojem czytam i oglądam codzienne wiadomości, przekonując się jak sprawnie nasze ego urządza igrzyska, a intelekt dzielnie go wspiera. Uwierzyliśmy jako ludzkość w swoją nieomylność i siłę. Ten stan świadomości prostą drogą prowadzi świat ku przepaści. „Kiedy nie ma cnót – pozostaje prawda” – mówi mędrzec. Ale czyja prawda? I jaka? – pyta retorycznie bohaterka tej powieści.
Moim pragnieniem jest, aby ta książka przekonała czytelnika do osobistych poszukiwań. Zachęciła do dotarcia do własnego skarbca najgłębszej intuicji i mądrości, jaki wszyscy posiadamy w naszej podświadomości. Tylko tam znajdziemy uniwersalne prawdy, które w prostej linii prowadzą do zbiorowej harmonii i zgody.
Pisząc tę książkę byłam o szesnaście lat młodsza. Wtedy kierowałam się intuicją. Dzisiaj zastąpiła ją pewność. Przygotowując niedawno Polkę Emigrantkę do druku stwierdziłam, że nie zmieniłabym w niej ani jednego wyrazu. Jeżeli choć jedna osoba znajdzie w niej inspirację do osobistej przemiany – cel powieści zostanie osiągnięty.
Barbara Kaznowska