W poprzednim felietonie malowałam swoją wizję zmian po wyborach w 2005 roku. Kto nie zna tematu – proponuję przeczytać dwa ostatnie wpisy. A do wiernych druhów, którzy na bieżąco śledzą mojego bloga, zwracam się pytaniem: – I co? Miałam nosa?
Czy nie ma w tym, co sobie wtedy roiłam, wytłumaczenia dla późniejszych perypetii i niezgody między PIS i PO?
Podobno poszło o resorty siłowe. A to poważna sprawa. To, kto faktycznie trzyma rękę na pulsie praworządnego państwa i zagospodarowuje wiedzę tajemną, może dzielić byłych politycznych przyjaciół. Ale jest jeszcze coś... Dlaczego na wieść o tworzonym Centralnym Biurze Antykorupcyjnym pierwszy protest wystosował bardzo eleganckie, postępowe i światowe Polish Business Center, zrzeszające setki nowobogackich i stojące murem za Donaldem Tuskiem? Czy miało to związek z „dzieleniem kasy pomiędzy gorzej radzących sobie obywateli”? Piorun wie. Mój móżdżek jest za mały, a baza danych mizerna. Obiecywanej partii nie założę, wolę gęgać w Internecie. Ewentualniel, jeśli znajdą się chętni do zabawy, wykombinujemy antykorupcyjne Stowarzyszenie Gnomacka, które będzie się niekonwencjonalnie boksować ze Stowarzyszeniem Ordynacka.
Głosowałam na PiS. Niedługo wyjaśnię bliżej powód tej decyzji. Nadmienię jedynie, że miałam nadzieję, iż „prawica” odbierze „lewicy” lewicę. A prościej – że ludzie Pierwszej Solidarności stworzą nowy polityczny ład, w którym „lewa noga” nie będzie nogą skorumpowanych postokomunistów i ich łapsów (kto nie zna sprawy – proponuję przeczytać wpis pt. „Odbyt Karola Marksa”). Jak wiemy, byłym styropianowcom udało się, ale co innego. Wspólnym wysiłkiem otworzyli zardzewiałą puszkę made in Poland, czyli Puszkę Pandory. Wyborcy dostali w prezencie dwóch, a nawet trzech Kaczorów – Donalda i Jarosława plus Lecha. Czy tańczą Poloneza? Akurat!
Koalicja, na którą liczyła większość wyborców, zwyczajnie, po polsku, nie wyszła. Niedawni sprzymierzeńcy obecnie nie kryją wzajemnej wrogości. Mnożą wobec siebie podejrzenia, robią czarny „pijar”. Podczas gdy wódz Jarosław dąży do wprowadzenia w czyn wyborczej obietnicy dokonania moralnej rewolucji - nawet za cenę dramatycznych wygibasów z populistami – Donald Tusk rzuca mu pod nogi kłody i nawołuje tłumy do wypowiedzenia obywatelskiego posłuszeństwa. Wrócę jeszcze do tego wątku w poniedziałek (w niedzielę nie pracuję). A teraz otworzę na łapu capu dzieła zebrane Szpota, czyli książeczkę pt. „Gnom, Caryca, Szmaciak”, (wydawnictwo LTW, Łomianki, roku wydania brak) i poproszę o myśl na dobranoc. Otwieram, patrzę, lewa strona, drugi wiersz... Jest! Niech przemówi duch Szpota:
Ach, niech was nie myli wydatni ten biust
ni kształty obfite podwiki,
bo oto spod wiejskich zawojów i chust
Znajome błyskają wąsiki!
To on jest! On żyje? Nie zabił go Gnom!
I właśnie przybywa z Tirany
nasz ojciec kochany, nasz zbawca! Nasz wódz,
dla zmyłki za babę przebrany!
Lecz oto wódz wstaje, już ręką dał znak,
że usta przemówi złotymi,
i w ciszy cudowny rozlega się głos:
„Źle dzieje na polskiej się ziemi!”
