Na prostej
Żyję, mam się nieźle i prawie dojeżdżam do Calais. Spojrzałam na zegarek: była godzina siedemnasta. Straciłam sporo czasu na błądzenie po bocznych drogach, ale niedługo powinnam być w tunelu. I faktycznie. W pewnej chwili na wprost mnie wyrosła ogromna tablica z napisem: Channel Tunnel – all vehicles . Skierowałam się do budki kontroli paszportów. Nie musiałam niczego pokazywać, uprzejma pani życzyła mi jedynie miłej podróży. Zobaczyłam kilka długich peronów, przy dwóch z nich stały połyskujące, srebrne pociągi. Uśmiechnięty człowiek w seledynowej kamizelce skierował mnie do jednego z nich. Pomyślałam wtedy, jak bardzo zmieniło się moje podróżowanie. Prawie czułam zapach pary buchającej z kominów przedpotopowej lokomotywy, ciągnącej wagony z Białegostoku do Gdańska. Prawie widziałam ten poczciwy czarno-czerwony pociąg, którym jeździłam z mamą w odwiedziny do dziadków, stukający tak-to-to-tak, to-to-tak, jak w wierszyku Tuwima. Nabierający do bojlera wodę z ogromnego kranu na stacji w Malborku. Minęło trzydzieści parę lat i oto wjeżdżam autem do długiej jak nitka kapsuły o kosmicznym wyglądzie, za chwilę przejadę wykopanym w piachu pod ciemnym morzem tunelem i za trzydzieści minut będę na Wyspie.
Przemierzałam kanał La Manche nie wierzchem, a od spodu, pociąg kołysał, włączyłam muzykę. One day I will fly away – śpiewa Randy Crawford, a tymczasem ja wracam na ziemię. – Co z tą Hanką? Czy będę mogła jej pomóc, czy też moja wyprawa to tylko strata czasu i forsy? Co mam jej powiedzieć? Przecież prawie jej nie znam – myślałam pełna obaw.
Poznałyśmy się dwadzieścia lat temu, w 1986 roku, w jakimś supermarkecie. Ale przeliczając naszą znajomość na godziny uzbierałoby się tych godzin osiem, może dziewięć. Tak to jest na emigracji. Albo kogoś polubisz i od razu jesteście przyjaciółmi, albo mówisz bye i gubisz numer telefonu. Poza tym na emigracji wiek nie gra roli. Nikogo nie dziwi przyjaźń dwudziestolatka ze staruszkiem. Miałam takiego druha, nazywał się Stasiu. Andersowiec, hazardzista, bankrut. Było to zaraz po maturze, w 1981 roku, kiedy bawiłam w Londynie na rocznych saksach. Wtedy to właśnie podjadałam ze śmietnika i owijałam się na noc w gazety. Mój kochany staruszku, ile to już lat minęło...