Nieudacznik
Moi starzy święta i inne okazje spędzają sami, jak dwa palce. Chyba z nudów matka zaczęła się od nowa wtrącać w moje życie. Zadzwoniła do mnie niedawno chyba tylko po to, żeby obrzucić Kevina stekiem inwektyw. Nie wiem, czemu. Wyzwała go od niewychowanych prostaków, bo akceptuje jej zaproszenia do Polski i nawet dwa razy przyjechał. Wyobrażasz to sobie? Miała pretensje o to, że śmie jeździć do jej domu i spać w jej łóżku. – „Ale co tu się, Haniu, dziwować? Przecież to jest angielski nieudacznik, takie byle co z angielskich slumsów...” Nie wiem, co jej odbiło! Byliśmy tam dwa razy. Za pierwszym razem było całkiem miło, choć ostrzegłam Kevina, żeby w razie czego się nie zdziwił. Ale nie. Byli tak sympatyczni, że potem aż mnie ochrzanił za to, że źle się o nich wyrażałam. Podczas drugiej wizyty już z nim nie chcieli rozmawiać. Ojczym wręczył mu pilota od telewizora i pokazał, jak zmieniać programy. Jak jakiemuś idiocie, rozumiesz? Biedny Kevin jak usiadł na tej wersalce, tak tkwił tam przed telewizorem przez pięć dni, z przerwami na ubikację i spanie. Nikt nie zaproponował mu herbaty, nikt nie zapytał: „How are you?” ...
– Czy od tego zaczęło się psuć między tobą a rodzicami?
– Tak. Ale poszło nie tylko o to. Kevin to była ostatnia kropla, która przelała kielich, takie angielskie the last straw which broke the camel’s back. Zaczęło się lata temu. Najpierw obgadywali Denisa: że niedobry, że cham, że powinnam się rozwieść. Potem wsiedli na ciotkę: że chytra, że nie przyjeżdża do Polski tak często, jakby chcieli, że nie zajmuje się babką. Następnie przerzucili się na moje dziewczyny: że nie mówią po polsku, że nie idą na studia, że nie odwiedzają ich dość często w Polsce. A teraz Kevin. Że prostak, że ma tatuaże, że golas bez forsy... Jak byliśmy tam ostatnio, co chwilę w rozmowie padało imię Denisa. Kevin orientował się, że matka mówi o moim byłym mężu i nie było mu przyjemnie. Ale ona to robiła specjalnie. „– Widzisz Haniu, Denis to był człowsiek... Wiesz, Haniu, żebyś została z Denisem ptasiego mleka by ci teraz brakowało. A z tym tutaj? Sama widzisz...”
– Okropne.
– Wiesz, Kasiu, ja naprawdę żałuję, że tutaj zostałam. Bo ja do Anglii się nigdy nie przyzwyczaję. Jestem tu już dwadzieścia trzy lata, ale nigdy nie pokocham tego kraju. Ale z drugiej strony myślę sobie, że tak mi było pisane. Bo gdybym została w Polsce i wyszła za Polaka, to ja bym moją matkę zabiła. Jak Boga kocham. Z zimną krwią! Za te wszystkie zafajdane lata, za złośliwości, docinki. Na pewno by mnie skłóciła z moim mężem, z moimi dziećmi. A ponieważ mieszka setki kilometrów ode mnie, nie ma takiej siły rażenia. Starała się, ale jej nie wyszło. Wiem, że jest w jakimś sensie chora na głowę i z jednej strony sobie myślę, że pewnych w życiu rzeczy się nie wybiera. Jedną z nich jest matka i ojciec. I może źle zrobiłam ucinając ją na telefonie i mówiąc, że zrobiła mi przysługę odrzucając Kevina, bo dzięki temu nie będę musiała więcej oglądać ich wykrzywionych pysków...
– Czy wtedy z nią zerwałaś?
– Jeszcze wtedy nie. Po tej rozmowie dostałam kartkę imieninową, na której był tylko podpis: „Mama i Edmund”. To mnie siekło! Wiedziałam, że mam ojczyma, ale zawsze mówiłam do niego per Tato. – Skąd ten Edmund? – myślę sobie. I zadzwoniłam. – Cześć, – mówię – dostałam kartkę. Tylko dziwna jakaś... – A co? – matka na to. – Dobra kartka... – Kwiatki ładne – odpowiadam – ale ten podpis jakiś niezrozumiały. Co za Edmund, co się stało? A ona na to, że to nie jest rozmowa na telefon. Wściekłam się. – Słuchaj – mówię – chętnie wyjaśnię, co potrzeba, ale mieszkamy daleko od siebie i innej drogi jak przez telefon nie ma. Chcę wiedzieć, co się stało!
Okazało się, że ojczym ma pretensje do Hanki za to, że nie skończyła studiów, że prowadzi niemoralny tryb życia, bo się rozwiodła i żyje z Kevinem na kocią łapę. – Opadła mi szczęka, Kasia! Przecież moja sytuacja jest od lat taka sama! – mówiła wzburzona. – Przecież on sam żyje z matką tylko na urzędowy papierek! Co za hipokryta! Pretensje matki dotyczyły Kevina: że prostak, że ma sześcioro dzieci, że nędzarz, że robociarz, że Hanka życie przy nim marnuje. – I co ty na to, Kaśka? Ona chyba jest ostatnią osobą na świecie, która powinna dawać mi wykłady na temat moralnego prowadzenia się. To nie ja tylko ona zaszła w ciążę bez żadnego ślubu, to ona do dziś żyje z facetem tylko ze ślubem cywilnym...
– Może nie wszystko stracone? Może mama to wszystko przemyśli i znowu będzie między wami w miarę dobrze?
– Kiedy byłam dwa tygodnie temu w Polsce, poszłam na cmentarz, na grób dziadków. To niecały kilometr od domu. I wiesz co? Nawet nie pomyślałam, żeby odwiedzić starych, albo żeby chociaż popatrzeć na ich blok. Przysięgam ci, Kasia, że nawet przez sekundę nie miałam takiej myśli.
– Czy mama ma kontakt z ciotką?
– Tak. Ale do tej pory nie zapytała ani o mnie, ani o dziewczyny. Znalazła następnego wroga...