Wybory
– Coś się tak zamyśliła? Mam rację? – dobiegł mnie głos mojego rekina.
– Nie sądzę. To ty odeszłaś od Denisa, ty wychowywałaś córki, ty związałaś się z Derkiem, ty przyjęłaś do swojego domu Kevina, ty zerwałaś z matką, ty nie widzisz potrzeby kontynuowania znajomości z ojcem. Żadne gwiazdy, Haneczko. To twoje wybory – recytując tę wyliczankę czułam, że jestem nieubłagalna.
– Oprócz dzieciństwa, starej i ojca. Czasem myślę, że Bóg mnie nie lubi...
– Wierzysz w Boga? – zapytałam zaintrygowana.
– I tak i nie. Dla mnie Bóg to taka polska tradycja. Chodziłam do kościoła, ale nikt z mojej rodziny, oprócz babki, tak naprawdę nie wierzył. Nie chcę cię obrazić, bo wiem, że ty tam chodzisz, ale dla mnie to jest jakiś teatr. Nie chodzę do kościoła, nie chodzę na msze. Może dlatego, że mieszkam w Anglii. Tutaj prawie nikt nie wierzy. A poza tym wielu rzeczy w religii nie rozumiem.
– Czego na przykład?
– Nie chcę, żebyś o mnie źle myślała i nie chcę cię urazić... – Hanka patrzyła na mnie spod oka, podpalając papierosa.
– Ja nie jestem obrażalska. Try me! Co z tą religią? – wystawiłam swoją wiedzę na próbę podejrzewając, że z konkretną Handzią nie będzie łatwo.
– Nie rozumiem wszystkiego, począwszy od Maryi Dziewicy, która miała dziecko. Jak to może być? – powiedziała pełnym powątpiewania tonem.
– To jest jeden z dogmatów. Wiara na tym polega, że trzeba wierzyć. Gdyby nie było tajemnicy, nie byłoby wiary – wyjaśniłam najprościej, jak potrafiłam. Nie było to stwierdzenie oryginalne. I – jak wcześniej podejrzewałam – wcale jej nie przekonało.
– Ja wiem, – zakrztusiła się od śmiechu – ale jak coś jest nierealne, to nie uwierzę. Po pierwsze – Jezus wcale nie wyglądał na Żyda, bo miał jasną karnację. Po drugie... wiem, że to nieładnie, ale jak mnie ktoś pyta... Jak można zajść w ciążę bez seksu? Babka mnie ochrzaniła, że takie świństwa opowiadam. To mnie zniechęciło. I dużo innych, małych niby rzeczy.
– Nikt nie zrobił Jezusowi zdjęcia, stąd tylko nasza wyobraźnia podpowiada nam, jak mógł wyglądać – wyłożyłam jej tę oczywistość jak dziecku. – A Niepokalane Poczęcie? Czy wytłumaczyłabyś człowiekowi żyjącemu tysiąc lat temu, że kiedyś będziemy klonować owieczki? A nawet ludzi? Że będziemy genetycznie zmieniać żywność, hodować narządy, zapładniać kobiety in vitro? Być może kiedyś zrozumiemy więcej, niż dziś jesteśmy w stanie pojąć, bo odkryjemy nieznane dotąd prawa fizyki, matematyczne reguły... A z drugiej strony dlaczego tak bardzo zależy nam na tym, żeby wszystko móc udowodnić? Twierdząc jednocześnie, że nas na to stać? Być może kiedyś, dzięki nauce, wejdziemy w inną rzeczywistość, która jest bogatsza, piękniejsza i bardziej otwarta niż ta, w której granicach tkwimy? O której jeszcze teraz możemy tylko marzyć? A może nie. Nie za tego życia. Skąd mam wiedzieć... Dlatego pozostaje mi tylko wierzyć. Nawet w niemożliwe. A ty? Czy nigdy nie myślisz o życiu po śmierci, o sensie życia na ziemi, o źródłach wiary innych ludzi?
– Nie. I nigdy nie myślałam. Moim zdaniem wiara jest dla tych, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić i są zagubieni. Wierzą w byle co, żeby im było łatwiej – wyrecytowała z dumą, podrapała się w kolano i przechyliła głowę na jeden bok. Czekała na ripostę.
– Wierzą, żeby było im łatwiej... – powtórzyłam w myśli wyświechtany argument niewierzących. Czy Hanka miała rację? Przed oczami stanął mi podpity Anglik, któremu odmówiłam kiedyś tańca w kościele. W tym kościele, gdzie odbywało się przyjęcie weselne jednej z angielskich przyjaciółek.