Jaja
Minęła dwunasta; była sobota. Wypadałoby się przespać – pomyślałam. Ból głowy stawał się coraz bardziej dotkliwy. A Hanka ani myślała przestać kopcić. Okna nie otwierałyśmy szerzej z uwagi na zimno. Czułam narastające zmęczenie. Rozmowa urwała się na wiodącym temacie zwierzeń, czyli matce. Ciszę, jaka zapadła, przerwało niespodziewanie pikanie komórkowego telefonu. – Od kogo to? Nie znam nikogo, kto by o tej porze esemesował... Zaintrygowana Hanka wstała i sięgnęła do torebki. – Co tu jest napisane? – podsunęła mi różową komórkę. – Przeczytaj, bo słabo widzę. – Brat Krzysiek... czekaj, muszę wskoczyć na początek ekranu ... Serdeczne życzenia urodzinowe przesyła brat Krzysiek – złożyłam w całość rzędy liter. – Jaja sobie robisz ... – zaśmiała się niepewnie Hanka. Zajrzała mi przez ramię i próbowała odczytać wiadomość. – Ale jaja! Faktycznie! – powiedziała zdumiona. – Ale jaja! Który jest dzisiaj? – spytała. – Dwudziesty pierwszy stycznia. – odpowiedziałam. – Faktycznie, mam dzisiaj urodziny. Wiesz, że nie pamiętałam?
– Koniecznie zaraz mu odpisz – podpowiedziałam, czując jak rozlewa się we mnie ciepłe uczucie wdzięczności dla nadawcy esemesa za radość Hanki.
– Ale co?
– Prawdę.
– Że zapomniałam o swoich urodzinach? Że myślałam, że mnie olali? No, bo co? Ale jaja!
– Nie o to chodzi. Prawda jest taka, że cieszysz się z odnalezionego brata, tak czy nie? Napisz mu prawdę. Ja to widzę tak, że poczułaś się ważna, że miło jest mieć kogoś, kto o tobie o takiej porze myśli, że czekasz na spotkanie. Widzisz? Po tym wszystkim, co mi opowiedziałaś, mamy piękne zakończenie historii.
– On też w takim razie musiał to przeżywać. Ale jaja! Co mu odpisać? „Dzięki serdeczne, jesteś kochany?”
– Czemu nie? Napisz to, co czujesz.
Hanka stukała w klawisze, mozolnie wyszukując odpowiednie litery. Składała do kupy prostą odpowiedź, mamrocząc pod nosem jak mantrę: „– Ale jaja, Kaśka, ale jaja”. W pewnej chwili podniosła wzrok i zapatrzyła się w ciemne okno. – Myślałam, że mają mnie gdzieś... Że guzik dla nich znaczę... A tu – widzisz? – pokręciła z niedowierzaniem głową. Widziałam. Hanka miała wilgotne oczy. – On jest bardzo ciepły, wiesz? – wymamrotała, znowu pochylona nad telefonem, wciskająca kolejne klawisze.– Ukochał mnie, wycałował... Tak. Z nim chciałabym mieć kontakt. Niesamowite, nie? Popatrz... – nie kryła zdumienia, ale i radości.
Esemes poszybował w przestrzeń; Hanka odłożyła telefon. Znowu sięgnęła po papierosa. – Szkoda, że Kevin się zwinął... – powiedziała po chwili milczenia. – On ma bardzo dobre serce, wiesz?
– Może wróci? – zasugerowałam nieśmiało.
– Chciałabym, Kasia. Z jednej strony niby brakuje mi towarzystwa. Ale teraz przyszedł czas, że lubię być sama w swoim domu. Mimo, że nie mam żadnych zainteresowań, żadnych hobby... Matka jest mi obca. Przez długi czas starałam się wyszukać w niej coś, co lubię. Bo jest moją matką. Okey, może jest trudna, jest złośliwa, ma hopla, ale ma też dobre cechy. A ja ci nic, Kasia, nie mogę powiedzieć. Nic. Każdy dla niej to nieudacznik, oczami ci przewróci, rozumiesz... A ojczym, co tu dużo gadać, na pewno na swój sposób starał się być dla mnie dobry. Mama zawsze wypomina mi, że to właśnie on kupił mi mój pierwszy rowerek, którego nie pamiętam. Ale zawsze był taki zimny, wiesz? Nawet jak mnie czasami przytulił, to tak sztywno. Chyba ze względu na mamę go tolerowałam. Przez całe życie psioczyłeś na moich dziadków, a teraz siedzisz na tych skórach w ich domu i udajesz panisko. A kim ty właściwie jesteś? Tak o nim myślę. Jak matka dowiedziała się, że dziadek zaczął budować dom – a oni mieszkali w małej klitce – to powiedziała, że im go podpali i pójdą z dymem razem z tą całą chałupą. Słowo daję! Tak jej to dopiekło. A teraz sami w niej mieszkają...
Po spotkaniu z babcią, w drodze powrotnej, oni cały czas starali się mnie do niej zniechęcić: „– Po coś tam jechała, Haniu? – gadali w samochodzie. – Jakich bzdur znowu ci naopowiadała?” Z jednej strony nie chciałam kłócić się z matką, a z drugiej nie potrafiłam mówić źle o babce. Babcia się raczej skarżyła: że jest samotna, że córka jej nie odwiedza. Czułam, ze jest między nimi źle, ale nie chciałam prowokować kłótni. A to się gromadziło...
Ja czuję, że od samego początku nie byłam taka, jaką by chcieli mieć. Głowy do nauki nie miałam, wszystko czego się dotknęłam, to było źle. Nawet matką według nich nie potrafiłam być. Uważali, że zmarnuję dzieci i byłoby lepiej, żeby Denis je zabrał. Ja się do niczego nie nadawałam. Może mieli rację? W szkole byłam przepychana. A potem co? Ani kasy, ani żadnej edukacji...
Wiesz, czasem nie potrzeba znać języka. Posadzili go na wersalce i tak siedział przez kilka dni. Ojczym pilota mu dał i pokazał, jak naciskać klawisze. Słowa z nim nie zamienili. A przecież mówią dobrze po angielsku. Może się wstydzili?..
I jeszcze jedno: czasami sobie myślę, że on jej coś zrobił. Każdy ma jakieś odchyłki, nie? Może jak szedł do łazienki, a ona stała w korytarzu, to ją popchnął, albo splunął... Może coś takiego było? Dlaczego ona ma o nim takie zdanie? Do tej pory nie wiem. Powiedziała, że jest chamem. Ale żeby kogoś wyzwać od chamów musisz mieć jakieś uzasadnienie, nie? Jak je obiad to nie mlaska, nie pierdzi, nie skacze na stół, nie oblewa nikogo zupą, nie beka. Bo Denis bekał na przykład. Po każdym daniu musiał sobie chepnąć. I się śmiał. A ten nie. Nie wiem, co jeszcze można zrobić, żeby być chamem. Nago do jadalni wszedł czy jak? No, nie wiem. I nikt mi nie chce, kuźwa, powiedzieć! Bo to jest tajemnica...
Pojechałam do Polski w listopadzie, zaraz po Wszystkich Świętych. Na grobie dziadków były znicze, rozumiesz? I kwiaty. Może tam byli? Bo jak nie oni – to kto?..