Piąta klepka
Zapadła cisza. Hanka potarła wskazującym palcem kąt oka. Nie chciała płakać, ale żal był silniejszy. Popłynęły pierwsze łzy. Jak Hance, to i mnie. Nie trwało to długo. Złość wzięła górę nad przykrymi emocjami. – Moi rodzice wszystkie decyzje podejmowali za mnie! – wróciła do wspomnień głosem nabrzmiałym złością. – Sądzę, że jak byłam na podwórku czy gdzieś, to pogadali, że chłopak zamożny, z dobrej rodziny, ona uczyć się nie chce, więc niech lepiej za niego wyjdzie. Dobra partia... Wpadałam z deszczu pod rynnę!
– Biedna byłaś...
– Ja nie byłam gotowa do ślubu. No bo jak? Miałam osiemnaście lat. Pojechaliśmy parę razy nad morze, nie widziałam go rok, a potem przyjechał, żeby wziąć ze mną ślub.
– A potem był Derek, Kevin...
– Kto wie? Może gdyby tak mnie nie zmuszali do nauki, to chciałabym się uczyć? Bo mnie wiele rzeczy interesowało. Ale ja się ich bałam. Im bardziej chciałam dostać dobry stopień, tym bardziej zawalałam. W końcu przestało mi się chcieć.
– Z czym kojarzy Ci się twój rodzinny dom?
– Ze wspaniałym jedzeniem. Nie mogę złego słowa powiedzieć. I ze świętami: zapachem pasty do podłogi, uginającym się stołem, pościelą z magla. A poza tym nic. Nie mam żadnych fajnych wspomnień, że to zrobiliśmy razem jako rodzina, i tamto... Nie. Musiałam się uczyć. Tyle pamiętam.
– Za rączkę na spacer nie chodziłaś?
– Może i tak, bo im uciekałam.
– Pamiętasz jakieś uroczystości, przyjęcia?
– Kiedy jeszcze żyli rodzice ojczyma i jak nie byli wszyscy skłóceni, to nie powiem – ludzie przychodzili. Ale mamie nie podobało się, że brat ojczyma nadużywa wódki. Powiedziała, że to nie dla niej towarzystwo, że nie będzie przebywała z alkoholikami. Mimo, że był dyrektorem dużego zakładu, a jego żona też zajmowała jakieś stanowisko. Za którymś razem mama im powiedziała, że nie zamierza oglądać w swoim mieszkaniu pijaków. Jak będzie miała ochotę, to wychyli się przez balkon i popatrzy na moczymordy pod sklepem spożywczym. W jej domu pijaństwa nie będzie! Ona na wszystko ma odpowiedź. Jeszcze chyba nie zdarzyła się sytuacja, żeby zapomniała języka w gębie. Ale w jaki sposób ona przemawia! Ją trzeba usłyszeć...
– Z pozycji autorytetu? – podsunęłam sugestię.
– Tak. Potrafi popatrzeć prosto w oczy i z dużego człowieka jednym zdaniem zrobić krasnoludka. A potem odwraca dupę i odchodzi.
– Po kim taka jest?
– Nie wiem. Ciotka jest jej zupełnym przeciwieństwem. Gdybyś na nią nieoczekiwanie wyskoczyła zza drzwi i huknęła, to by dostała zawału z przerażenia. A matka? Powiedziałaby: – Ty idiotko jedna!!!
Jednocześnie wybuchłyśmy śmiechem. Po chwili Hanka ciągnęła dalej: – Myślę, że jej wykształcenie nauczycielskie też ma tu jakieś znaczenie. Wie, jak używać słów, jak modulować głos... A poza tym, chociaż moja babcia skończyła cztery klasy szkoły podstawowej, to była bardzo dobra w gadce. Może to rodzinne?
– Myślę, że na pewno. Tobie też nic nie brakuje na tym froncie – weszłam jej w słowo. Przez chwilę Hanka zastanawiała się na odpowiedzią.
– Może masz rację, gębę mam od ucha do ucha jak trzeba! Coś od niej w genach dostałam. Wiesz, co? Jest mi przykro; nie mogę sobie otworzyć katalogu i wybrać innej pani na swoją mamusię. Żałuję. Też bym chciała mieć normalną matkę. Chociaż ona twierdzi, że jest normalna, tylko mnie brakuje piątej klepki...
– Nie myślałaś o tym, żeby się z nią pogodzić? – zadałam oczywiste w moim przekonaniu pytanie. – Napisz list i zapytaj, dlaczego taka jest. Dlaczego nie zezwoliła na kontakty z ojcem, zniechęcała cię do babci, dlaczego teraz odrzuca Kevina, który daje ci poczucie bezpieczeństwa...
– Wątpię, czy by odpowiedziała. Komu? Cymbałowi bez dyplomów? Z cymbałami się przecież nie rozmawia! Cały czas mieli nade mną kontrolę. A to jest okropne. Ja się ich boję. Kiedy ją ostatni raz spotkałam, wiesz co powiedziała? Nie widziałyśmy się rok, a ona na powitanie mówi mi: – „Haniu, coś ty z siebie zrobiła? Jak ty wyglądasz? Jak słonica afrykańska!” – Ja wiem, że nie jestem szczupła, mam lustro. Ale żeby tak ci powiedziała na powitanie własna matka?!
– Co jej odpowiedziałaś?
– Jednego się od niej nauczyłam: sarkazmu. – A ty kiedy ostatni raz patrzyłaś w lustro? – pytam. – Schudłaś trzydzieści kilo i co? Wyglądasz jak indyczka! Weź sobie spinacze i zepnij skórę za uszami, bo ci wisi! Masz swoje lata i w tym wieku nie powinno się tak mocno chudnąć... – Stań na wagę – ona na to. A ja: – A po co? Żeby się przekonać, że ważę więcej od ciebie? I co z tego? Cieszę się, że mieszkam daleko od ciebie i że mam kogoś, kto mnie kocha bez względu na to, jaki rozmiar sukienki noszę! Więcej o wadze nie było mowy, zamknęła się na całe dwa tygodnie.
– Może tak powinnaś z nią rozmawiać? Językiem, który mama rozumie...
– Chyba tak. Wiesz, ja nie jestem nienormalna. Wiem, że nie wyglądam tak, jak wyglądałam dwadzieścia lat temu. Ale żeby po roku niewidzenia rodzona matka powiedziała: „– Coś ty z siebie, dziecko, zrobiła?” I żeby porównała cię do słonicy afrykańskiej? To jest według ciebie matka?! Żeby tylko tyle miała do powiedzenia? A żeby mi, kurwa, nogi obcięło, to co wtedy?! Bo miałabym wypadek? Wtedy pewnie w ogóle by ze mną nie gadała. Taką córkę pokazywać ludziom? Z kikutami? No, gdzie!!! Sama wygląda jak szkielet, bo schudła prawie trzydzieści kilo. Ale o jednym zapomniała: że skóra w tym wieku nie jest już tak elastyczna, jak kiedyś. Wisi jej wszędzie...
– Czy kiedykolwiek próbowałaś z mamą rozmawiać o tym, jak działają na ciebie jej zachowania?
– Że jest hipokrytką, manipulantką, że mnie niszczy? Nie. Teraz może bym i spróbowała. Wtedy nie miałam odwagi.
– Może bardzo przeżywa wasze rozstanie, skąd wiesz? Spróbuj napisać do niej list.
– Ja już nie mam siły, Kaśka! To się ciągnie latami! Nie mogę znieść jej stosunku do ciotki, która jest dla mnie bardzo bliską osobą. Nie mam pięciu lat i wiem, że ona ją wyrolowała z tego domu. Wyceniła ruderę na najniższą sumę i połowę dała Maryśce. Ale co miałabym jej powiedzieć? Ja jestem cymbał, czarna owca. Ja nie mam żadnego dyplomu. Myślisz, że chciałaby ze mną gadać? Cały czas czułam się jak sterroryzowana. Oni mieli nade mną jakąś cholerną przewagę psychiczną. Nie wiem, dlaczego. Skąd u nich ta nade mną kontrola? To jest okropne! Nie chcę jej znać!
– Kochasz ją?
– Na swój sposób pewnie tak. Ale nie dam się zniszczyć.